Bieszdziadowanie 2016 zakończone
Czas na podsumowania, pieprzę głupoty,
jak można podsumować coś, co żyje w tobie i ma okazję co jakiś czas wyjść na
zewnątrz. Bieszdziadem rodzisz się i tyle - mimo życia w schematach. W naszych
wypadach motocykl jest uduchowionym środkiem, by poznać historię miejsc i ludzi.
Opiszę tylko jedno przeżycie, które oddaje
atmosferę tegorocznej wyprawy.
Takie to było bieszdziadowanie 2016
Żona naciska, dzieci czekają, więc opiszę
kilka faktów, przemyśleń, spostrzeżeń.
Bieszczady to stan umysłu, stan ten
tworzą mieszkańcy, piękne widoki mam w Karkonoszach bliżej domu, lecz tylko w
połączeniu z mieszkańcami tworzy się historia miejsca.
Zapraszając inne wieczne dzieci poznał dziewczynę, ponoć dość wyzwoloną. Sąsiad też ją pokochał, więc pomieszkiwała raz tu, raz za miedzą, co skłóciło panów i dziewoja musiała odejść. Po latach jedzenia co znalazł lub zaciukał w lesie poznał prawdopodobnie anioła kobietę, bo postanowiła z nim zamieszkać w namiocie. Samemu Indianinowi dupsko może marznąc zimą przy minus 31, lecz urodziły się dwie córki i przyszedł czas na zbudowanie zimowego tipi na podmurówce z piecem i kominem jak przystało ma prawdziwego Indianina. Dalej to słowa zainteresowanych, nie moje. Brak pozwoleń na budowę w tej rzeczywistości to norma i Henri ich nie miał, lecz sąsiad się zgodził, co powinno wystarczyć. Sposób budowania, prosty stelaż z wikliny i wypełnienie czym popadnie a la mur pruski świetnie się pali i to właśnie uczynił mu sąsiad czekając na prawie koniec budowy. Żona uciekła do Lutowisk a córki odwiedzają regularnie ojca. Obecnie w krzakach pozostał komin i podłoga. Wieczne dziecko mieszka w wozie Drzymały bojąc się cokolwiek budować większego od stosu i w kształcie ogniska, bo sąsiad czuwa. Gdy go odwiedziłem jadł jogurt ze sklepu, który szybko schował, by mit Indianina pochłaniającego korzonki nie umarł i faktycznie ma samochód. To fakt, sam widziałem. Tyle o Henrim. Jego sąsiad Spólny to jeszcze lepsza historia. Przypominam to są opowieści zawistnej gawiedzi, nie fakty. Pan P mieszka specjalnie nie powiem gdzie i rządzi jak mu się wydaje całą doliną. Każdy intruz zasługuje na gniew Pana. Kiedyś nadleśnictwo postanowiło przez jego włości zrobić zrywkę drewna, co zaniepokoiło pana P. W nocy spłonął Ził czy Star i znów była łuna nad doliną. Sprawców nie wykryto. Wykryto za to wyraźne odciski gumofilców w błocie i radośnie rzucony w krzaki jeżyny kanister po benzynie. Jest jeszcze sprawa oznakowania szlaku przyrodniczo-historycznego za pieniądze unijne, które ponoć jak mówi gawiedź okoliczna znikło w trzewiach ognia, ładnie ułożone w stosik. Pan P zmienił nazwisko i imię, w końcu pomówienia dotyczą pana P nie mnie, genialne w swojej prostocie. Wiedząc o oskarżeniach Henriego względem sąsiada zaraz po spotkaniu z panem P musiałem zapytać, dlaczego Henri nic nie buduje większego od ogniska, czyżby się bał?. Tu bezcenna odpowiedź sąsiada pomawianego o podpalenia: „na ten świat przyszliśmy bez niczego i niewiele potrzebujemy do szczęścia a jeszcze mniej zabierzemy ze sobą”. Szczęka mi opadła, gdy zauważyłem jakie to logiczne. Wiem jedno, pan były P produkuje prawdopodobnie najlepszy miód w Bieszczadach i to fakt.
Na koniec pamiętajcie - to Ludzie
tworzą historie i miejsca.
W sumie mogę pisać, czemu nie, tylko
powoli, bo wątrobę mam jedną, kochana żono.
To dlatego pisz szybko, mniej płynów
przyjmiesz w krótszym czasie, kochany mężu!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Redakcja żony, kochanej żony
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz